Dlaczego dojrzała kobieta rozmawia głosem czterolatki? Co kieruje inną, która podczas trudnych pytań zaczyna rozrzucać ręce w geście zakłopotania jak pięciolatka? A mężczyzna, który opowiada historie bez wzięcia oddechu, zmieniając się w sześciolatka? Staruszka, która zwija szeroki język w trąbkę podczas mówienia, zupełnie jak noworodek ssący pierś? To bardzo ciekawe zachowania, które od dłuższego czasu obserwuję.
Już po kilku minutach pracy z klientem wiem, z jaką osobą, a raczej z jakim „wiekiem”, mam do czynienia i do jakiego momentu w życiu musimy się przenieść. Ten „wiek” nie odpowiada rzeczywistemu rocznikowi klienta. Nasze wewnętrzne dzieci manifestują się w chorobach, relacjach czy satysfakcji zawodowej. Większość z nas ma momenty, które wyzwalają w nas samych zachowania sprzed wielu lat, czasem nawet z okresu niemowlęctwa.
Są to trudne historie przerwane niemożnością przeżycia emocjonalnego. Nasza biologia i umysł odcinają nas od tych doświadczeń, abyśmy mogli dalej żyć. W psychologii mówimy o traumie, która często staje się motywem przewodnim naszego życia, a my niekoniecznie zdajemy sobie z tego sprawę. Każde doświadczenie, które przypomina umysłowi o tamtej „zablokowanej” historii, sprawia, że na chwilę wskakujemy w skórę tego małego dziecka, które nami zarządza.
Decydując się uwolnić wewnętrzne dziecko z obowiązku ciągłej pracy dla podświadomości, przyjmujemy nieprzeżyte emocje i jako dorośli pozwalamy sobie na doświadczenie ich przez ciało. Wewnętrzne dziecko staje się integralną częścią nas samych. Energia rozpuszcza to, co zamrożone w naszym ciele, umożliwiając akt transformacji. Są to momenty piękne i wznoszące, a my możemy stać się tym, kim chcemy, a nie tym, co dyktuje nam podświadomość.