Droga we Mgle: Oświecenie przy Filiżance Kawy

Na początku była mgła. Taka gęsta, że nawet myśl się w niej plątała, a ślady na piasku znikały szybciej, niż zdążyłoby się im przyjrzeć. Mgła była przyjemnie ciepła, otulająca, jak kołdra w zimowy poranek, jak zapomnienie, które nie było ani dobre, ani złe – po prostu było.

A potem pojawił się On – człowiek z walizką.

Dokąd idziesz? – zapytał Wędrowiec, który właśnie usiadł na skraju mgły, rozważając, czy ruszyć dalej.

– Na kurs – odpowiedział Człowiek z Walizką. – To trzeci w tym miesiącu. Tym razem nauczę się, jak oświecić się szybciej.

Wędrowiec uniósł brew.

– I co potem?

– Potem? – Człowiek z Walizką zmarszczył czoło. – No, potem będę szczęśliwy, lekki, wolny.

Wędrowiec roześmiał się tak serdecznie, że nawet mgła zaczęła się rozwiewać.

– A teraz nie jesteś? – zapytał.

– Teraz? – Człowiek z Walizką zatrzymał się na moment. – Teraz… uczę się, jak być.

Wędrowiec podniósł się i przeciągnął jak kot.

– A próbowałeś po prostu być? Tak o, bez instrukcji?

Człowiek z Walizką spojrzał na niego z lekkim niepokojem.

– A co, jeśli to nie wystarczy?

Wędrowiec uśmiechnął się, wziął głęboki oddech i rozpostarł ręce.

– Zrób to ze mną – powiedział.

I tak stali przez chwilę. Mgła wokół nich zaczęła się przejaśniać, a w oddali słychać było śmiech dzieci, zapach kawy i pieczonego chleba. Kolory stały się bardziej wyraziste, powietrze gęstsze od życia.

– Czujesz to? – zapytał Wędrowiec.

Człowiek z Walizką otworzył usta, potem je zamknął. Po chwili namysłu odłożył walizkę na ziemię i wziął głęboki oddech.

– Tak – powiedział. – Ale co z moimi kursami?

– Nie musisz z nich rezygnować – Wędrowiec wzruszył ramionami. – Jeśli cię bawią, czemu nie? Ale pamiętaj, że one są dodatkiem do życia, a nie samym życiem. Oświecenie? To się dzieje w tle, w tej chwili, w każdej chwili.

Człowiek z Walizką pokiwał głową, podniósł walizkę, ale nie wydawała się już taka ciężka.

– To co teraz? – zapytał.

Wędrowiec spojrzał na niego figlarnie.

– Może kawa? Czuję, że pieką drożdżówki.

I poszli, nie martwiąc się o oświecenie, bo życie już na nich czekało – tuż za rogiem, w zapachu piekarni, w śmiechu dzieci, w słońcu rozświetlającym mgłę.

I było dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *