Anna – matka Polka. Zawsze w ruchu. Rano praca, potem dzieci, zakupy, domowe obowiązki. Posiada nadludzką zdolność do wielozadaniowości, choć jej ciało już od dawna wysyła ciche sygnały zmęczenia. Przemyka przez życie, przekonana, że musi być dla wszystkich. Uśmiechnięta, choć czasem jej barki wydają się dźwigać cały świat.

Eliza – kobieta z pozoru żyjąca w luksusowym świecie. Żona wpływowego biznesmena. Jej życie toczy się w rytmie pilatesu, kosmetyczki i kawiarni. Uśmiech perfekcyjnie wymalowany, ale w środku czai się echo pustki. Nikt nie pyta jej o zdanie. Ma wszystko, ale czasem czuje, jakby nie miała siebie.

Pewnej nocy obie zasypiają i… budzą się na rajskiej wyspie Eden.

Anna zrywa się z piasku pierwsza. Widzi bujną roślinność, soczyste owoce i szeroką plażę.

– O rety! – mówi. – Można by tu zrobić warsztaty dla dzieci, zbudować domek dla potrzebujących. Albo założyć ogród!

Eliza ziewa leniwie, poprawiając okulary przeciwsłoneczne.

– To miejsce aż się prosi o luksusowy resort z masażami. Mam nadzieję, że ktoś tu podaje drinki.

Ich wizje Edenu są jak dzień i noc.

I wtedy pojawia się Ewa – kobieta z biblijnego raju ( ta druga). Ma ciepłe spojrzenie, bose stopy i wianek z dzikich kwiatów. Uśmiecha się z lekkością kobiety, która już przestała szukać aprobaty.

– Witajcie w Edenie – mówi. – Choć ten Eden wygląda tak, jak wasze myśli o sobie.

Anna marszczy czoło.

– Jak to?

Ewa wskazuje na drzewa. Niektóre rosną prosto, inne są powyginane, jakby urosły w pośpiechu.

– Zbudowałyście ten świat swoimi pragnieniami i lękami. Ale Eden to przestrzeń spotkania siebie, nie odgrywania ról.

Nagle niebo nad nimi zawirowało, jakby wiatr niósł dawne historie. Z cienia wyszła Lilith – pierwsza kobieta stworzona równo z Adamem, ta, która odrzuciła podporządkowanie.

Jej długie włosy rozwiewał wiatr. W oczach miała bunt i wolność, ale też cień smutku.

– O, no proszę. Kolejne zgubione dusze – mruknęła.

Anna poczuła napięcie w ciele. Lilith spojrzała prosto w nią.

– Ty. Matka-Polka. Co czujesz w miednicy?

Anna zbladła.

– Co? Eee… chyba napięcie. Ciągle coś robię.

– Bo trzymasz tam ciężar całego świata. Twoja miednica nie tańczy, tylko dźwiga. A ciało pamięta.

Zwróciła się do Elizy.

– A ty? Czego nie czujesz?

Eliza wzruszyła ramionami.

– Wszystko mam. – Ale w głosie zabrzmiała pustka.

Lilith uśmiechnęła się półgębkiem.

– Twoja miednica jest jak opuszczony pałac. Piękna fasada, ale puste komnaty. Zatraciłaś kontakt z własnym ogniem.

Ewa podeszła do obu kobiet.

– Ja byłam stworzona z żebra Adama. Dano mi rolę, zanim zdążyłam zapytać, kim jestem. Lilith była stworzona równo z nim, z tej samej ziemi, ale wybrała wolność i za to ją wygnano.

Lilith parsknęła śmiechem.

– Bo nie chciałam być „pod”. Ani dosłownie, ani metaforycznie.

Ewa skinęła głową.

– A wy? Gdzie jesteście między nami?

Anna poczuła łzy pod powiekami.

– Ja ciągle chcę być „dobra”. Ale czuję się zmęczona.

Eliza spuściła wzrok.

– Ja uciekłam w wygodę. Ale czuję się pusta.

Lilith podeszła bliżej.

– Czas wrócić do siebie. Poczujcie swoje ciała. Miednica to wasze centrum mocy. Tam rodzą się marzenia, ale i lęki. To nie magazyn na ciężary ani salon do podziwiania z zewnątrz. To wasz ogień.

Ewa dodała łagodnie:

– Połączcie opiekuńczość ze swobodą. Uziemienie z lotem. Matkę i Wolną Kobietę.

W ciszy kobiety zamknęły oczy. Poczuły swoje miednice – Anna ciężar, który można odłożyć. Eliza pustkę, którą można napełnić życiem.

Eden zawirował.

Gdy się obudziły, każda była inna.

Anna zamiast od razu biec do pracy, usiadła rano przy kawie. Pomyślała: „Mogę pomagać, ale nie muszę się spalać.”

Eliza wyjęła z szafy stare płótna i farby. Dawno temu kochała malować. Zaczęła od nowa.

Eden? Wciąż był w nich. Tylko nauczyły się patrzeć inaczej.

I już nie musiały podlegać nikomu. Ani światu, ani oczekiwaniom. Nawet sobie sprzed wczoraj.